Kategorie


Odkrycie w okopach



Okoliczne lasy i pola kryją tajemnicę od czasów zamierzchłych do nie tak dawnych zmagań wojennych. W okolicy mieszkają jeszcze osoby, które pamiętają „jak to nad wsią latały niemieckie bomby”. Kierując się ich opowiadaniami zainteresowałem się nową, dotychczas niespenetrowaną częścią terenu. Chcąc „zasięgnąć języka” udałem się na rozmowę do znajomego sklepikarza. W upalny dzionek chłodne piwko nie tylko przynosi ulgę, ale również rozwiązuje języki. I tak dowiedziałem się o niemieckich okopach, na których to mój rozmówca będąc w wieku pozwalającym na zabawę wykopał jakieś dziwne ołowiane przedmioty. Szybkie ustalenie podziału znalezisk po 50% i już wiedziałem gdzie powinienem szukać.

 

Na drugi dzień żona wyprawiła mnie jak na wojnę. Solidnie spakowany plecak zawierał prowiant oraz spory zapas „polocokty” , w jednej dłoni wykrywka, w drugiej niezłomna łopata, a w kieszeni mój niezmienny przyjaciel OFF.

Wędrówka na wskazane miejsce nie była długa. Zaraz za leśniczówką zauważyłem interesujący mnie krajobraz (zdjecie 6). Wśród drzew wyraźnie zaznaczała się linia okopów. Przygotowałem mojego Dukacika, mocniej chwyciłem łopatę, wylałem na siebie połowę zawartości Offa i wkroczyłem do królestwa leśniczego.

Poruszałem się powoli, idąc dnem okopów. Sprawdzałem dokładnie dno jak i boki. Wychodziłem na górę i obchodziłem z wykrywaczem teren wokół. Niestety żadnego nawet najdrobniejszego sygnału. Postanowiłem jednak dojść do końca linii okopów, którą przecinała droga. Po przebyciu mniej więcej 1/3 drogi zauważyłem pewne zmiany. Od linii okopów, odbijała w bok ledwie widoczna ścieżka. Skręciłem w nią wiedziony ciekawością. I nagle zobaczyłem, że prowadzi ona do zasypanego bunkra.

Bunkier

Mówiąc szczerze nie miałem ochoty na jego odkopywanie mając w pamięci niedawny kontakt z podobnym obiektem, w którym miejscowa ludność zrobiła wysypisko śmieci! Efektem odkopania wejścia do tego bunkra było wysypywanie się na odkrywcę stery śmieci. Jak widać pomysłowość naszych rodaków nie zna granic.

Bunkier Bunkier

Usiadłem, więc na wprost niego i korzystając z dobrodziejstw kulinarnych mojego plecaka zacząłem zastanawiać się, co dalej z nim począć. W końcu doszedłem do wniosku, że przecież nikomu nie chciało się taszczyć śmieci taki kawał przez las. Dzisiejsze społeczeństwo mamy przecież leniwe, więc wyrzuca śmieci na skraju lasu.

Chwyciłem łopatę i przystąpiłem do ataku. Praca szła szybko, odkopałem wejście na ok. 50 cm. Zajrzałem do środka. Żadnych śmieci, tylko piach.

Z braku czasu przerwałem kopanie, uruchomiłem wykrywacz i wsadziłem przez wykopany otwór do środka. Przejrzałem jedną stronę bunkra - cisza, środek – cisza, druga strona – zapiszczało. Zaciekawiony sygnałem ustawiłem mniejszą czułość na wykrywaczu. Podobnie jak poprzednio tylko z jednej strony zapiszczało. Nie wiedziałem, co zrobić z tym fantem odkopać do końca aby wejść swobodnie do środka nie dam rady, ale mogę śmiało wczołgać się do środka jednak, jeżeli w piachu leży jakaś „pamiątka” z II wojny światowej to, co wtedy? Postanowiłem wrócić z posiłkami za kilka dni.

Wróciłem do głównej linii okopów i zacząłem poruszać się w nich dalej, do przodu. Nie uszedłem nawet 20 m jak uwagę moją zwróciła jedyna jak do tej pory górka.

Uwielbiam góry, więc wlazłem na nią. A z niej roztoczył się piękny widok, i to wcale nie mówię o okolicy, a o tym jak ona wyglądała.

Zamiast górki ujrzałem całkiem przyjemne dla oka stanowisko artyleryjskie. Niestety całe na dnie zarośnięty drzewkami i krzakami, a wejście do niego zagradzały bujne paprocie. Dużym wyzwaniem było poruszanie się po wewnętrznej stronie stanowiska. Jednak mój upór został nagrodzony miłym dla ucha sygnałem. Znając takie miejsca z wcześniejszych wypraw delikatnie i stopniowo wybrałem ziemię znad sygnału. Oczom moim ukazał się całkiem dobrze zachowany przedmiot o kształcie walca zwężającej się z jednej i tworzący stożek J . Dalsze badania pozwoliły odsłonić podobne metalowe przedmioty. Jednak z uwagi na brak zainteresowania geometrią przedmiotów metalowych, jak również niemożliwością odwiezienia ich do skupu postanowiłem dobrze je zabezpieczyć. Odpowiedni metrowy dołek wśród paproci ukrył moje całodzienne znaleziska.

Głupio tak po całym dniu wraca się do żony z pustymi rękami, zwłaszcza, że ona za każdym razem przynosi coś z pola. Jak nie metal to ziemniaki czy kukurydzę.

Zacisnąłem zęby i ruszyłem dalej. Po przejściu kolejnych kilkudziesięciu, a może i nawet kilkuset metrów znów ujrzałem podobne do poprzedniego stanowisko. Nie chciałem znów kopać złomu, więc nie zatrzymując się dłużej ruszyłem dalej.

I nagle mój wykrywacz wydał z siebie dźwięk. W duchu liczyłem chociażby na jakąś łuskę. Odkopany przedmiot nie mówił mi nic. Jednak pocieszony, że nie wracam z pustymi rękami skierowałem się do obozu.

Jak zwykle czekał mnie smaczny posiłek oraz zimniutkie piwko. Zmęczony wyciągnąłem moje znaleziska i położyłem na turystycznym stoliku. Od razu przyznałem się, że nie mam pojęcia, co to może być. Moja żona podeszła, popatrzyła i powiedziała ot tak sobie: jak to, co? Przecież to widać – fragment miecza.

Zmęczenie szybko minęło. Stanąłem obok żonki i stwierdziłem, iż faktycznie może to być kawałek miecza. Tylko, co on do cholery, robił w niemieckich okopach?

Tego wieczoru długo siedzieliśmy paląc ognisko i zastanawiając się, jakie zdarzenie mogło doprowadzić do pojawienia się tego kawałka w okopach.

Przytoczę tutaj najbardziej prawdopodobną wersję, której będziemy się tu trzymać.

Rozpętana przez Hitlera wojna zaczęła się zbliżać coraz szybciej do dawnych granic Rzeszy. Na Frontach jednostki niemieckie nie potrafiły zatrzymać napierającego przeciwnika.

Zapadła decyzja o wybudowaniu umocnień, na których przez jakiś czas będzie można stawić czoła wojskom radzieckim.

Niemieccy żołnierze niechętnie, acz zgodnie z rozkazem przystąpili do kopania okopów, budowy bunkrów i tworzenia całego systemu obrony.

Z uwagi na brak nadzoru archeologicznego i karzącej dłoni konserwatora zabytków kopać swoje okopy niezważając na miejsce. I tak pewnego dnia jeden z żołnierzy natrafił na kości wraz z mieczem. Nie chcąc zagłębiać się w to, kogo odkopał wyrzucił je poza teren okopu.

Przez prawie 60 lat fragment ten znajdował się jako element okopu. W tym czasie okopy obsunęły się, a piasek przemieszczał się zabierając ze sobą kości i kawałki metalu.

W końcu ten niewielki przedmiot został odkryty i ujrzał światło dzienne, stając się najwspanialszym znaleziskiem w mojej niewielkiej kolekcji złomu.

 

A odnaleziony bunkier stoi samotnie w lesie i czeka na powrót odkrywców zainteresowanych odkopaniem go. Niestety przez 6 miesięcy nie udało mi się znaleźć chętnych do dokończenia prac. Wielu poszukiwaczy, którym proponowałem wyprawę słysząc, że będą musieli przejść kawał drogi przez las, a potem kopać, odmawiało wyjazdu. Łatwiej przecież szukać w domowym zaciszu niż spędzić kilka godzin w terenie z łopatą w dłoni. Oby takich poszukiwaczy przybywało nam jak najwięcej, wówczas dla tych chcących naprawdę kopać będzie więcej interesujących miejsc.

kruku